Nie zauważyłem nawet kiedy minął tydzień.
Cały czas chodziłem nabuzowany, nie potrafiąc się skupić na niczym. Doszło do
tego, że w swoim roztargnieniu dwukrotnie nie przyszedłem na lekcje, a na
starożytnych runach zamiast przetłumaczyć je na „Centaury są waleczne i mają swój honor”, przełożyłem je jako „Centaury są mleczne i mija je humor”, przyprawiając
profesor Babbling o taki napad śmiechu, że nie była w stanie uspokoić się do
końca lekcji. Kilka takich sytuacji zdarzyło mi się również na innych
zajęciach. Na zaklęciach nieświadomie wyczarowałem zbyt duży strumień wody,
który swoją siłą zrzucił Flitwicka z katedry, ale całe szczęście nie dał mi
szlabanu za ten niezapowiedziany prysznic. Co było przyczyną mojego
rozdrażnienia i ogarniającej mnie wściekłości? No właśnie, co?
Mógłbym
wszystko zwalić na to co wydarzyło się między mną, a Ann. Nikt tak nie wkurwiał
jak Clark. Drugiej takiej skończonej suki ze świecą szukać. Zresztą, kto
chciałby mieć z kimś jej pokroju do czynienia. Fakt byłem potwornie wściekły po
naszym małym, niemiłym starciu, ale już dawno nauczyłem się opanowywać moje
gniewne uczucia wobec Clark, a przynajmniej starałem się to robić. Rzecz jasna
moje starania często kończyły się fiaskiem, bo jak tu wytrzymać z kimś takim? Jednak
to nie ona doprowadzała mnie do wściekłości…
Poznałam kogoś i wydaje mi się, że to coś
poważnego, tak oznajmiła mi Mary kiedy widzieliśmy się po raz ostatni.
Swoją drogą aż dziwne, że będąc razem w jednym domu wcześniej nie było dnia
żebyśmy na siebie kilkakrotnie nie wpadli, a od naszego rozstania (które
formalnie nie było rozstaniem, bo nie byliśmy przecież razem) przez następne
trzy dni nie uświadczyłem widoku jej osoby. Chociaż Hogwart to naprawdę ogromny
zamek i prawdopodobieństwo, że przez cały czas będziemy się znajdować w dwóch
różnych miejscach było ogromne. Paradoksalne, prawda? A kontynuując to dziwne
zjawisko, w którym Mary pojawiała się i znikała, oczywiście musiała pojawić się
znów. I to w wielkim stylu, nie ma co! Było to w sobotę. Wstaliśmy stosunkowo
wcześnie, biorąc pod uwagę najwspanialszy dzień tygodnia i postanowiliśmy zając
miejsce przy kominku. Było to strategiczne miejsce Pokoju Wspólnego wierzy
Gryffindoru. Trzyosobowa kanapa i dwa fotele stały w idealnej lokalizacji, by
siedząc na nich swobodnie spoglądać na całe pomieszczenie. Siedzieliśmy w
czwórkę wygodnie, oczekując aż dosiądą się do nas dziewczyny. Właściwie mnie
zależało na obecności jednej, bo resztę to miałem całkowicie gdzieś, a nawet
głębiej. I faktycznie pół godziny później Gryfonki z szóstego roku dołączyły do
nas, a zaraz po nich inni uczniowie zaczęli się wyczołgiwać ze swoich nor.
- Ann, skarbie, jesteś chora? – spytał słodko
Łapa, nachylając się do Clark, która prychnęła jak rozjuszona kotka.
- Nie wiem o co ci chodzi, Black.
- Jest już prawie dziewiąta, a ty nie
posłałaś Luniowi ani jednego spojrzenia. To wręcz nierealne!
- Gdyby ten skończony kretyn, był mnie wart
to być może spojrzałabym na niego. – oświadczyła butnie, krzyżując ręce na
piersi. Wszyscy dookoła byli strasznie zdziwienie i w sumie to oczywiste. Przez
ostatnie dwa lata Clark nieustannie starała się mnie poderwać na wszelkie
możliwe sposoby. A tu teraz nagle, ku mojej ogromnej radości, zmieniła zdanie i
uważa, że nie jestem jej wart.
- Nigdy nie usłyszałem z twoich ust nic
milszego, Clark. – odezwałem się głosem przesyconym jadem. A Syriusz syknął
tak, jak to się robi, kiedy ktoś mówi coś wyjątkowo okrutnego. Reakcja
pozostałych była taka sama, zaniemówili. Bo chociaż wszyscy doskonale
wiedzieli, że relacje między mną, a Ann nie są zbyt przyjazne, to nigdy nie
byłem wobec niej aż tak wstrętny. – Usłyszeć taki komplement, no, no…
- Chcesz, żebym powiedziała wszystkim co
wydarzyło się między nami? – spytała z taką satysfakcją, jakby miała na mnie
jakiegoś haka. Myślała pewnie, że będzie to dla mnie coś tak wstydliwego, że
zrobię wszystko, żeby zachować to między nami.
- Śmiało, Clark. To tylko udowodni jaka z
ciebie jest dziwka. – Uśmiechnąłem się wesoło i rozłożyłem się wygodnie na
siedzisku. Ann spojrzała na mnie z takim oburzeniem jakbym właśnie uderzył ją w
twarz, a reszta naszych znajomych przysłuchiwała się naszej wymianie zdań z
ciekawością, spoglądając to na mnie, to na Clark. – I co, mina zrzedła? Nie
chcesz się pochwalić? Nie chcesz opowiedzieć o tym jak zwabiłaś mnie do starej
sali transmutacji i czekałaś na mnie tylko po to, żeby zrzucić przede mną swoje
tanie łachy? Byłaś tak zazdrosna o Mary, że nie mogłaś się powstrzymać i
próbowałaś się ze mną bzyknąć za wszelką cenę. Jesteś żałosna…
Moja
wiktoria była już blisko, tak blisko, że byłem w stanie ją wyczuć. Satysfakcja
z tego, że upokorzyłem Ann na oczach tych wszystkich ludzi, których zdanie dla
niej było coś wartę, była ogromna. Nic nie mogło tego zmienić. Nic, nawet
karcące spojrzenie Lily, która spoglądała na mnie, leżąc przytulona do Jamesa. Nie
wiem czemu, ale ten widok również mnie wkurzył. Jednak to był dopiero początek,
bo właśnie w tym momencie, gdy dziewczyna, której nie znosiłem czerwieniła się
ze złości, a moi przyjaciele trwali nadal w nieudanym związku, do Pokoju
Wspólnego weszła pewna para. Wyglądali na tak zakochanych, tak szczęśliwych, że
złość jaką odczułem była jeszcze większa niż mógłbym sobie wyobrazić.
Tak,
dokładnie tak. Właśnie w tym momencie ujrzałem Mary McDonald i Sturgisa
Podmore’a. Razem. Obejmował ją ramieniem w sposób, który jasno dawał do
zrozumienia, że są kimś więcej niż znajomymi. Ona śmiała się perliście i
spoglądała mu w oczy w ten sposób w jaki patrzy osoba bezgranicznie zakochana. Czemu
mnie to tak wkurzyło? Nie wiem i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Po prostu
wstałem, ze złością kopnąłem w kanapę i kulejąc na bolącą od uderzenia nogę, wyszedłem.
***
Pierwsza
myśl: Co się stało?
Druga myśl: Gdzie poszedł Remus?
Trzecia
myśl: Co Mary robi ze Sturgisem?
Czwarta
myśl: Czemu do jasnej cholery wszystko
musisz przemyśleć zanim zaczniesz działać?
Piąta
myśl: Znajdź go, Lily!
Remus
miał niewątpliwy talent do ukrywania się. Znalezienie go graniczyło z cudem,
jeśli akurat uparł się i chciał pozostać w swoim schronieniu. Ale zdążyłam go
poznać przez te sześć lat, które spędziliśmy razem, żyjąc jak rodzeństwo.
Znałam większość jego miejsc, w
których zwykł się chować, gdy nie potrafił zapanować nad tym co działo się
dookoła niego.
James
spojrzał na mnie krzywo, kiedy zsunęłam jego ramię ze swojej nogi i wstałam.
Ostatnio często się denerwował, gdy robiłam coś innego niż dotykanie go. Tak, Jim
miał jakąś dziwną potrzebę by ciągle go dotykać, a kiedy przez jakiś czas
chciałam nacieszyć się przestrzenią intymną, on robił się nerwowy. Nie było
między nami tak jak dawniej. Bałam się dać mu szansę, ale kiedy już się
przełamałam – nie żałowałam. Naprawdę byłam z Jamesem szczęśliwa i mimo
wszystko nadal wierzę w to, że możemy być razem.
Otrząsnęłam
głowę, a rude włosy wleciały mi do oczu. Teraz nie to było ważne, liczył się
Remus, któremu najwidoczniej nie układało się w życiu, tak samo jak mi. Tylko
gdzie tym razem go wywiało? Przystanęłam tuż za wrotami, które prowadziły do
zamku, a delikatny wiosenny wiatr sprawił, że gęsia skórka pojawiła się na moim
ciele. Lupin musiał być gdzieś na błoniach. Moja intuicja mówiła mi dokładnie,
że jest gdzie poza murami szkoły.
- Remus! – zawołałam, chociaż doskonale
wiedziałam, że nie odpowie. Teraz będzie upierał się, że chce zostać sam, mimo
że oboje doskonale wiemy, że to ostatnia rzecz jakiej chce i najbardziej
potrzebuje w życiu drugiego człowieka. Zbyt często to ja musiałam być tym
drugim człowiekiem. Nie żeby mi to przeszkadzało, Remus jest mi bardzo bliski i
uwielbiam jego towarzystwo, ale wydaje mi się, że reszta Huncwotów powinna
przestać myśleć o kawałach i zając się trochę swoimi problemami. Tyle, że jedną
z głównych zasad Huncwota jest brak jakichkolwiek dorosłych problemów. A
zgodnie z nią ani James, ani Syriusz, ani Peter nie mają zamiaru przejmować się
niczym co wiąże się z jakąkolwiek emocjonalną dorosłością, a biedny Remus jako
jedyny wyłamuje się z tych rygorystycznych reguł. Swoją drogą zabawne, że ta
czwórka która łamie wszelkie zasady stworzyła z tuzin, a może nawet i więcej
punktów, formujących się w kodeks Huncwota.
Tafla
czarnej wody marszczyła się nieznacznie niedaleko brzegu, tak jak to ma w
zwyczaju gdy ktoś wrzuca do niej niewielkie kamyki. Ruszyłam śmiało w tamtą stronę, czując że właśnie to miejsce
Remus wybrał na swój schron i tam go znajdę.
- Remusie? – odezwałam się cicho, zaglądając
za wielki głaz, który w letnie dni dawał nam cień. Lupin opierał się o niego, a
w ręce trzymał kamyk, który po chwili wrzucił z impetem do wody. – Dobrze się
bawisz?
- Świetnie. – prychnął, biorąc do ręki
kolejny kamień. – Dawno nie byłem w tak szampańskim nastroju, Lil.
- Co się dzieje?
- Clark mnie wkurwia. – odpowiedział, kiedy
usiadłam obok niego. Pokręciłam przecząco głową, wszyscy doskonale wiedzieli,
że nawet Ann nie jest w stanie wyprowadzić Remusa z równowagi i sprawić, że
będzie w takim stanie.
- Nie kłam, Remusie. – powiedziałam, a on uniósł
wysoko brew. – Znaczy, wiem że nie przepadasz za Ann, ale chodzi o coś więcej.
Znam cię, Lupin…
- Lily, uwierz mi, że to nie jest wcale takie
ważne i nie musisz się tym przejmować. – stwierdził, a ja spojrzałam na niego wyzywająco. Chyba nie
był taki głupi, żeby myśleć, że uwierzę w coś takiego.
- Dobra, to może inaczej… Co Mary robiła ze
Sturgisem? – spytałam przyglądając mu się uważnie, a on zmarszczył brwi w
momencie, gdy usłyszał te dwa imiona. To oznaczało, że trafiłam! – Myślałam, że
ty i ona, no wiesz…
- Stwierdziła, że się zakochała. – mruknął, krzyżując
ręce na piersi i wciągając głośno powietrze. – No i to tyle…
- Merlinie, tak mi przykro! Musi ci być
strasznie ciężko, bo przecież ty…
- Lil, chyba nie myślisz, że jestem w niej
zakochany? – przerwał mi nagle, a ja zamilkłam. Głupio było się przyznać, ale
żywiłam nadzieję, że Mary McDonald będzie tą dziewczyną, którą Lupin pokocha i
to ze wzajemnością. Oczywiście Remus mówił mi, że żadne z nich nie chce się
angażować, ale ja również miałam takie zamiary wobec Jamesa i wiedziałam, że w
ich przypadku też doszłoby do zbliżenia emocjonalnego. W sumie byłam pewna, że
Remus i ona coś… ten teges.
- Ale nic do niej nie czujesz, Remi?
- Jeżeli liczysz na miłosne wyznania, to idź
do kogoś innego, Lily. Mary mi się podoba, pociąga mnie i zajmowała pewne
miejsce w moim życiu, to chyba jasne, że jakoś odczułem to, że woli być z kimś
innym. Mogliśmy się bzykać, dobrze razem bawić, ale to nie miłość, Lil.
- Więc dlaczego tak się wściekasz?
- Byłem wobec niej szczery. Zawsze. I
chciałbym, żeby powiedziała mi, że to Podmore, że to do niego coś czuje.
Zwłaszcza, że Sturgis jest moim dobrym kolegą. – Uderzył pięścią w ziemię i
warknął groźnie. – Do tego jeszcze ta przeklęta Clark. Czego ona ode mnie chce?
Czy naprawdę jest taka tempa, żeby zrozumieć, że nic do niej nie czuje i nie
dotknął bym jej nawet kijem od miotły?
- Remi, wiesz, że wszystko się ułoży, prawda?
– spytałam, łapiąc go za ramię. Chciałam, żeby wyrzucił wszystko z siebie, żeby
dał upust emocjom. Wiedziałam doskonale, że wściekły Remus jest mniej groźny
dla samego siebie niż wściekły wilkołak, a pełnie miała być już za niecałe dwa
tygodnie.
***
Ann
Clark była moją najlepszą przyjaciółką od kiedy ja i Lily przestałyśmy być ze
sobą nierozłączne, ale była również jedną z osób, które mnie przerażały.
Blondynka była doskonałą aktorką i nigdy nie pokazywała swojej prawdziwej
twarzy większej publice, dowiedziałam się tego dopiero niedawno. To co Ann
czuła do Lunatyka, można śmiało porównać z tym co James czuł do Lily, tyle, że
Clark nigdy nie udało się zbliżyć do Remusa. I może to było najgorsze i nie
pozwalało jej sobie odpuścić? Wiem, z resztą jak wszyscy, że Ann od
najmłodszych lat dostawała wszystko co chciała, a gdy tak się nie stało, działy
się złe rzeczy. Dlatego krótka wymiana zdań między nią, a Lupinem, sprawiła, że
musiałam cierpliwie znosić wybuch agresji Ann w dormitorium.
- I co zamierzasz zrobić? – spytałam cicho,
bojąc się, że ją bardziej rozwścieczę.
- Nie wiem, ale ten gnojek nigdy mnie nie
dotknie. Nie zasłużył na to!
- Skoro ani ty, ani on nie chcecie, to może
warto byłoby sobie odpuścić?
- Odpuścić? O nie, Dorcas! Ja tego tak nie
zostawię, on musi cierpieć. – Tupnęła mocno nogą i rozejrzała się dookoła,
jakby szukała czegoś, czym mogłaby skrzywdzić Lupina. – Uderzę w jego czuły
punkt, a on pożałuje, że mnie odrzucił.
- Ale Rem…
- Nie wymawiaj jego imienia przy mnie! –
wrzasnęła Clark, gromiąc mnie spojrzeniem.
- Dobra, dobra… Chodzi mi o to, że on nie ma
czułego punktu, a przynajmniej nic nie przychodzi mi do głowy… W sumie jemu
zależy tylko na chorej matce i przyjaciołach. – Ann nagle się zatrzymała i
otworzyła szerzej oczy. Nie zwiastowało to nic dobrego, bo chyba właśnie
podsunęłam jej pomysł. – O czym teraz myślisz?
- Już wiem jak to zrobić. Wiem jak sprawić by
życie Lupina się rozpadło na strzępy. Remus Lupin będzie cierpiał…
Proszę, proszę, z romansu robi się kryminał. Idealnie. Już nie mogę się doczekać tego, co wymyśli Ann. Oj będzie się działo.
OdpowiedzUsuńJuż szkoda mi Remusa. Ciężko radzić sobie z problemami, gdy nie ma się wsparcia bliskich osób. A z Huncwotów naprawdę nie ma pożytku w tych sprawa. Tutaj zgadzam się z Lily.
Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam
PS. Jeżeli chodzi o to, co napisałeś u mnie, to faktycznie od kilku rozdziałów akcja gna naprzód. Po prostu chciałam zamknąć opowiadanie w 80 rozdziałach, a tyle wątków zostało mi do domknięcia, że głowa mała.
Hej, Przeczytałam całego bloga od początku i mam jedno pytanie: w której oni są klasie? Jakoś nie rzuciło mi się to w oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cała banda jest na VI roku :)
UsuńI ja się nie zorientowałam, że dodałeś rozdział? Mogłeś jakoś dać znać, a nie lenić się i kryć z nowym rozdziałem. Tym bardziej jeżeli jest on tak genialny!
OdpowiedzUsuńBardzo dobrym pomysłem było pisanie z punktu widzenia innych osób niż tylko Remus. No bo moglibyśmy przeżyć bez przemyśleń Lily i zobaczyć to wszystko oczami Lupina, ale nie wiedzielibyśmy o tym, że Ann coś knuje. Tylko co? Jak możesz nas tak traktować i nie mówić co się będzie działo? Swoją drogą Dorcas jest strasznie biedna. Ann niby jest jej przyjaciółką, a tak naprawdę Dor jest dla niej popychadłem.
Hej! Kiedy dodasz nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej. Genialny rozdział i super opowiadanie, ale nie zgadzają mi się dwie rzeczy. Po pierwsze chłopcy nie mogą wchodzić do części z dormitoriami dziewczyny, a napisałeś w jednym z rozdziałów, że Frank przyszedł do Ali. Po drugie, Sturgis Podmore jest trzy lata starszy od bohaterów wiec ma 19 lat i nie może chodzić już do Hogwartu... Chyba że nie zdał, to inna sprawa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej. Kiedy będzie nowy rozdział? Napisz chociaż słówko.
OdpowiedzUsuńPodrawiam
Kurcze! Chciałabym Ci napisać, że Twój Remus jest obłędny. Jest wyróżniający się na tle pozostałych historii o Huncwotach, zapadła mi w pamięć Twoja opowieść.
OdpowiedzUsuńCzekam nieprzerwanie na kolejny rozdział i życzę weny, bo szkoda porzucić tak dobrze zapowiadającą się historię!
Hej. Porzuciłeś tego bloga?
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna notka :-)
OdpowiedzUsuńKiedy notka?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam😃