17 maja 2015

Koniec dobrego

                   Czas leci nieubłaganie, a my albo dajemy mu się porwać, albo stawiamy opór i gubimy rytm. Gdybym miał być szczery, to wolałbym zatrzymać się w momencie, który już nigdy może się nie powtórzyć, a bardzo bym tego chciał.
                   Jaki to miałby być moment? Chodzi mi dokładnie o tą chwilę, w której ujrzałem moją najlepszą przyjaciółkę, schodzącą schodami prowadzącymi do żeńskich dormitoriów i uśmiechającą się tak jak dawno tego nie robiła. Tak, na twarzy Lily Evans widniał piękny, szczery uśmiech! Pomyślałem, że zerwała z Jamesem i poczuła ulgę, która wywołała tą radość, ale myliłem się. Okazało się, że ona i Rogacz doszli do jakiegoś porozumienia, swego rodzaju układu, którego warunków nie poznało żadne z nas. Jednak nie było to dla mnie istotne. Chciałem, żeby Lily i James byli szczęśliwi, nie ważne było czy będą razem, czy osobno. Jednak ten moment nie trwał wiecznie, ale nie o tym teraz…
                   Wraz z początkiem miesiąca wszystko zaczęło się psuć. Nie licząc Rogacza i Rudej, bo oni na przekór wszystkiemu właśnie wtedy się pogodzili. Wszyscy w naszej paczce przeżyli przedwiośnie w sposób paskudny. Syriusz, który nigdy jakoś nie liczył się ze zdaniem kobiet, z którymi się umawiał, doświadczył tego jakie niewiasty mogą być okropne. Od pewnego czasu zaczął umawiać się z Dorcas, która była w siódmym niebie, twierdząc, że to miłość na całe życie, ale nie była ona jedyna… Tak samo twierdziła również Clara Michael, Puchonka z siódmego roku i piętnastoletnia May Smith. Przez długi czas Łapie udawało się współżyć z trzema dziewczynami równocześnie, a w dormitorium często śmialiśmy się z ich głupoty.
- Trzeba być skończoną idiotką, żeby zauroczyć się tym kundlem, ale ta trójka powinna dostać jakąś nagrodę w tej dziedzinie! – stwierdził James i nawet Black nie był w stanie mu zaprzeczyć. Jednak ta trójka idiotek w końcu przejrzała na oczy, a właściwie to Clara przejrzała na oczy i uświadomiła pozostałej dwójce jak obchodzi się z nimi Syriusz. Tym samym publicznie zwymyślano Blacka od najgorszych i wymierzono mu pośrodku Wielkiej Sali trzy siarczyste policzki. I chociaż to się nie zdarzało, ale Black nie był w stanie umówić się z żadną dziewczyną, bo żeńska część Hogwartu stworzyła ruch oporu, mający na celu danie mu nauczki. Skrycie popierałem te dziewczyny i cieszyłem się, że żadna z tych głupiutkich nastolatek nie uległa urokowi Łapy i nie wyłamała się.
                   Nie tylko on doświadczył pecha w tymże okresie. Pominę tutaj historię Meadowes, bo nie trudno się domyślić, że popadła w skrajnie przesadzoną depresję po rozstaniu z Blackiem. Oczywiście, co mnie nie dziwie, okazała się tak głupia, że  utrzymywała iż nadal kocha Syriusza, jednak nie zamierza mu wybaczyć, dopóki on jej nie przeprosi – co oczywiście nigdy nie nastąpi. Peter także nie miał szczęścia. No dobra, on nigdy nie ma szczęścia. Ale cóż warto wspomnieć o jego nieszczęściu, które sam sobie zafundował. Otóż gdy Clara zwymyślała Blackowi, Peter postanowił ją zaprosić na randkę, myśląc, że po rozstaniu z Syriuszem będzie chciała pocieszyć się w czyjś ramionach. Może i było w tym trochę prawdy, ale z pewnością nie chodziło o tłuściutkie ramiona Glizdogona. Wiadomym było, że Clara odrzuciła jego względy, ale Pettigrew przeżył to wyjątkowo źle. W swoim zwyczaju pragnął zajeść smutki i w nocy wybrał się do kuchni. Jednak w połowie drogi do celu potknął się o Panią Norris, kotkę Filcha, co przywołało złośliwego Irytka, który urządził mu kąpiel w flegmie smoka, którą musiał zwinąć z pracowni eliksirów. Co z kolei ściągnęło na miejsce woźnego i McGonagall. Mógłbym opisać wielką awanturę, jaka miała wówczas miejsce, ale straciłbym tylko czas. Cała sytuacja zakończyła się tym, że Peter poważnie naraził się McGonagall, która wlepiła mu trzy miesięczny szlaban i powierzyła opiekę nad nim Filchowi, który okazał się bardzo kreatywny, a zarazem okrutny w wymyślaniu kar.
                   Alice nie odstawała od grona pechowych szósto roczniaków. Rzecz jasna jej problemy miały ścisły związek z Frankiem Longbottomem. Ali i Frank byli ze sobą już od dwóch lat. Połączyła ich miłość, która rzadko zdarza się u tak młodych ludzi. Byli dla mnie przykładem związku idealnego. Oczywiście zdarzały im się niekiedy sprzeczki, ale byli oni dla siebie wsparciem w każdej chwili, ich związek opierał się na przyjaźni i bezgranicznym zaufaniu. Jednak pojawiło się coś co mogło zachwiać spokój w ich życiu – mianowicie teściowa. Frank poznał rodziców Ali już jakiś czasu, a oni od razu go polubili. Longbottom nie chciał jednak, żeby jego ukochana poznała jego matkę, co bardzo nie podobało się Alice. Męczyła go, namawiała, błagała, aż ten w końcu jej uległ i  poprosił rodzicielkę, by ta przyjechała do Hogsmeade w dzień wyjścia do wioski. I nie zakończyło się to najlepiej.
- Nie dziwię się, że jej mąż umarł tak wcześnie. Ta kobieta go wykończyła! – stwierdziła Parker po tym pamiętnym spotkaniu. Wszystkich nas to rozbawiło – ją również, ale w głębi nie było jej do śmiechu. Pani Longbottom podobno była wobec swojej przyszłej synowej tak okrutnie wredna, że łzy zaczęły się zbierać w oczach Parker. Matka Franka wytknęła Ali jej wygląd, zachowanie, poglądy, plany na przyszłość – krótko mówiąc wszystko. Alice była na ogół pogodną i w miarę spokojną osóbką, ale tego nie wytrzymała. Wybiegła z kawiarni trzaskając drzwiami. Biedny Frank znalazł się między dwoma różdżkami i popełnił kardynalny błąd, bo zamiast wstawić się za swoją dziewczyną, nie zrobił nic. Za to Alice zrobiła mu potworną awanturę, którą cały Gryffindor zapamięta na długo.
                   Miałem złudną nadzieję, że marcowy pech ominie moją skromną osobę, ale myliłem się. I to jak. A zapowiadało się naprawdę fantastycznie. Ostatnia pełnia była wyjątkowo spokojna, spędziłem w Skrzydle Szpitalnym zaledwie dwa dni, a i nawet po samej pełni czułem się cudownie. Nie miałem bladego pojęcia co było tego powodem. Wiem jednak, że w kolejną sobotę spotkałem się z Mary i po raz kolejny oboje zaspokoiliśmy swoje potrzeby. O dziwo spotykaliśmy się często w tym celu i obojgu nam to odpowiadało. Aż do czasu…
                   Było już grubo po północy i nikt nie interesował się tym co dzieje się w nieużywanej sali transmutacji, w naszym azylu. Opadliśmy z westchnieniem na wyczarowane przeze mnie poduszki, po tym jak już trzeci raz tej nocy szczytowałem. Cieszyłem się z tego, że Blackowi nie udawało się z panienkami, bo mogłem korzystać z jego zapasów gumek, nie martwiąc się o to, że ich zabraknie, a Syriusz nie zapłodni żadnej idiotki. Ale nie o tym teraz mowa. Czułem się przy Mary wspaniale, jej obecność działała na mnie pobudzająco.
- Było wspaniale. – wysapała McDonald, próbując złapać oddech. – Jesteś prawdziwym długodystansowcem. Clark nadal ci się naprzykrza?
- Niestety. Czemu pytasz?
- Ostatnio znowu chciała ze mną porozmawiać na twój temat. – prychnęła. – Stwierdziła, że będzie jedyną kobietą w twoim życiu. Dałam jej chyba do zrozumienia, że prędzej zginiesz niż ją tkniesz.
- Taka prawda. – przyznałem jej rację. Przypomniało mi to niestety o Clark, która kilka dni wcześniej po raz kolejny starała się wpakować mi do łóżka. – Póki co jedyną kobietą w moim życiu jesteś ty.
- Tego się obawiałam.
- Słucham? – zdziwiłem się i spojrzałem jej w oczy. Było to trudne, biorąc pod uwagę, że była kompletnie naga, a jej piersi działały na mnie jak magnes. – Myślałem, że jest ci ze mną dobrze.
- Bo jest, Remusie. Jesteś niezwykłym facetem i każda chwila z tobą sprawiała, że czułam się jak w niebie, ale… Chyba za bardzo zbliżyliśmy się do siebie. – skrzywiła się i spuściła wzrok.
- Za bardzo zbliżyliśmy się do siebie? Śmiałe stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że przed chwilą uprawialiśmy sex. – zakpiłem, czując narastającą we mnie złość. – Powiedz o co chodzi.
- Poznałam kogoś i wydaje mi się, że to coś poważnego. – wyznała, a ja pokiwałem głową ze zrozumieniem. Kiedyś to musiało nastąpić. Co prawda liczyłem na to, że wydarzy się to o wiele później, ale powinienem być przygotowany na to. Wiedziałem, że nasze nocne i namiętne schadzki kiedyś się skończą.
- W takim razie, będziemy musieli przestać się spotykać. – skwitowałem, a ta przytaknęła krótko i jakby smutno. W pośpiechu pozbierała swoje ubrania, podczas gdy ja przyglądałem się jej tęsknym wzrokiem. Zbliżyliśmy się do siebie, to był fakt i dziwnie się czułem patrząc jak ona odchodzi. Na pożegnanie pocałowała mnie jeszcze czule i zniknęła.
                   Tak miała zakończyć się nasza namiętna przygoda. Jednak następnego dnia zanim zdołałem na dobre przyswoić co wydarzyło się zeszłej nocy, dostałem od Mary list. Napisała do mnie, że chcę się spotkać w naszym miejscu wieczorem i porozmawiać. Poczułem się z tego powodu dziwnie szczęśliwy. Uświadomiło mi to, że Mary była mi bliższa niż bym tego chciał. Nie było mowy o jakiejś miłości, byłem tego pewien, ale nie mogłem zaprzeczyć, że pragnąłem jej obecności. Nie chciałem przerywać naszego romansu. McDonald była pierwszą dziewczyną na jaką zwróciłem uwagę i wyszło z tego coś więcej niż zwykły śmieszny flirt. Serce urosło mi do wielkich rozmiarów, kiedy zbliżałem się do sali transmutacji. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem coś czego nie chciałem zobaczyć. Nie stała przede mną Mary, która zaprzątała do tej pory moje myśli, a Ann ubrana jedynie w skąpą bieliznę, która zaczęła wykrzywiać swoje ciało w dziwnych pozach na mój widok.
- Czekałam na ciebie, Remi. – mruknęła, przeciągając sylaby. Zacisnąłem zęby ze złości tak mocno, że rozbolała mnie żuchwa. Wciągnąłem głośno powietrze i nagle zrozumiałem wszystko. Jak mogłem być tak głupi, że nie zauważyłem zbyt ozdobnego pisma w liście, które z pewnością nie było Mary.
- To ty wysłałaś list. I co?
- I przyszedłeś. – stwierdziła, robiąc kilka kroków do przodu.
- I zaraz wyjdę. – oznajmiłem, chcąc już się odwrócić i opuścić pomieszczenie. Clark miała piękne ciało, nie mogłem temu zaprzeczyć. Miała tak piękne ciało, że zrobiło mi się nie dobrze.
- Nie żartuj, Remi. Skoro przytrafiła się taka okazja, to grzechem byłoby nie skorzystać. – Przysunęła się bliżej mnie, rozpinając przy tym stanik i rzucając go gdzieś w kąt.
- Wiesz Clark, że jesteś najbardziej chytrą, pewną siebie i nieugiętą osobą jaką znam?
- I to cię we mnie pociąga. – stwierdziła, chwytając mnie za rękę i kierując ją ku swojej piersi. Położyła moją dłoń na swoich walorach, wzdychając i spoglądając mi wyzywająco w oczy. – Nie opieraj się temu Remus. Zapewniam cię, że dostarczę ci niezapomnianych wrażeń i będzie ci ze mną o niebo lepiej niż z tą małolatą.
- No wiesz Ann… - mruknąłem, zaciskając palce na jej kształtnej, jędrnej piersi, sprawiając, że znowu westchnęła. Gdyby nie wspomniała o Mary, wtedy byłaby możliwość bym był dla niej miły. – Moglibyśmy tarzać się teraz po podłodze w cudownej ekstazie, wykrzykując swoje imiona i przeżywając najcudowniejsze orgazmy w naszym życiu, ale…
- Ale?

- Jesteś podłą suką, która puszcza się z każdym, kto zwróci na ciebie uwagę, a ja nie mam zamiaru korzystać z czegoś co miała już połowa Hogwartu. – stwierdziłem, obdarzając ją spojrzeniem tak okropnym, że pewnie sam bym się go zląkł pod jego siłą. – Nie próbuj się zbliżać ani do mnie, ani do Mary. I zapamiętaj, że nigdy nie będziesz od niej lepsza.
_________________________________________________________________________________
Wróciłem! 
Napisałem ten rozdział już dawno temu i teraz nie jestem z niego jakoś specjalnie zadowolony. Jednak postanowiłem go dodać i zaczęć resztę historii od następnego, który nie będzie kręcił się tylko i wyłącznie wokół relacji Ann-Remus-Mary albo James-Lily-Remus. 
Na razie tyle.

3 komentarze:

  1. Uwaga! Brutalna prawda. Na miejscu Remusa uważałabym, bo za coś takiego można naprawdę nieźle oberwać. Co z tego, że nie powiedział nawet słowa, które byłoby kłamstwem.
    Swoją drogą Hogwart to dziwne miejsce. W końcu wiosna to pora miłości, zawiązywania romansów, a nie rozpadów związków.
    Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie każesz nam czekać tak długo jak teraz.
    Pozdrawiam
    PS. Dziękuję za miłe słowa w linkach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Kiedy dodasz następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie cały zarys rozdziału mam, wiem co i jak, a samo napisanie go nie powinno mi dużo zająć. Mam tylko problem z decyzją... Nadal nie wiem z czyjej perspektywy pisać, a wyniki ankiety są 50/50 co nie za bardzo mi pomaga. Myślę, że poczekam do końca miesiąca i jeżeli kolejne odpowiedzi nie przesądzą o tym kto będzie narratorem, to sam podejmę decyzję i wtedy pojawi się rozdział.

      Usuń