Ostatnie wydarzenie z Mary sprawiło, że
stałem się pewny siebie. Nie to żebym wcześniej był jakoś wielce nieśmiały, ale
to wszystko ogromnie mnie podbudowało i sprawiło, że inaczej zacząłem na siebie
spoglądać. Stwierdziłem, że nie czuję nic głębszego do McDonald i ona zapewne
też nie, bo następnego dnia nie odezwała się do mnie słowem, dopiero wieczorem
dostałem wyjaśniającą wszystko notkę o treści, którą zapisała bardzo ładnym
pochyłym pismem:
„Kochany
Remusie,
Nasza
wczorajsza przygoda dała mi mnóstwo przyjemności, ale nie mam najmniejszej
ochoty pakować się w trwały związek. Na to jeszcze mam czas. Mam nadzieję, że w
żaden sposób cię nie rozczarowałam, bo to ostatnia rzecz jaką chciałabym
zrobić. Jesteś świetnym facetem – przystojny, inteligentny i do tego
fenomenalnie całujesz, aż dziwię się, że kogoś nie masz. Odezwij się do mnie
kiedyś!
M.M.
P.S. Jeżeli
chciałbyś jeszcze raz spotkać się w bibliotece, to jestem otwarta na wszelkie
propozycje.”
Satysfakcjonował mnie taki obrót
spraw. Znajomość bez zobowiązań, których wyjątkowo unikałem, bardzo mi
odpowiadał. Bez wahania odpisałem, że podzielam jej zdanie i zawsze gdy tylko
będzie chciała spotkam się z nią. Mary coraz bardziej mnie intrygowała i
chciałem sprawdzić jaka jest.
Myślałem o tym kiedy wszyscy
siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym grzejąc się przy kominku. Żadne z moich
przyjaciół nie dowiedziało się o tym co ja i Mary wyprawialiśmy na tyłach
biblioteki. Obawiałem się, że gdyby tylko ta wiadomość doszła do Ann, McDonald
miałaby nieciekawą przyszłość. Wszyscy rozprawialiśmy o wyjściu do Hogsmeade,
które miało się odbyć już następnego dnia. W sumie nie mogliśmy dojść do
porozumienia, nie licząc faktu, że nie będzie z nami Ali, bo Frank zabiera ją
do tej obciachowej kawiarni. Kiedy dziewczyny zaczęły paplać o zakupach
wyłączyłem się. Nie miałem zamiaru słuchać tych głupot, w których wszystkie tak
namiętnie się miłowały. Wbiłem wzrok w ogień i dałem pole do popisu mojej
fantazji. Zacząłem sobie wyobrażać moje kolejne spotkanie z Mary. Zastanawiałem
się jak daleko pozwoli mi działać. Już niejednokrotnie słuchałem przechwałek
Syriusza, który już wiele razy kochał się z kobietami. Ja nie byłem w tym jakoś
specjalnie doświadczony, ale wiedziałem co i jak.
- Co o tym
myślisz, Lunio? – dobiegł mnie głos Ann, która uśmiechała się do mnie zalotnie.
-
Przepraszam nie słuchałem…- powiedziałem, kręcąc głową, a wszyscy zaczęli się
śmiać.
-
Rozmawiałyśmy o tym, że przydałyby się tobie jakieś zakupy, w sumie to ogólna
metamorfoza. – wyjaśniła Dorcas, bawiąc się swoimi lokami.
- Co? Czemu?
Przecież nie wyglądam źle. – oburzyłem się i spojrzałem w dół na swoje ubrania.
Nie były najlepsze, ale najgorsze też nie były.
- Oh zamknij
się! Wyglądasz jak bezdomny. – stwierdziła Ann, a ja zmierzyłem ją wzrokiem.
Fakt , że była rozpieszczoną córeczką tatusia z arystokratycznej rodziny ani
trochę nie upoważniał jej do obrażania mnie, nawet jeżeli robiła to w dobrym
celu. – Oj no nie obrażaj się, prawdę mówię. Ile razy można łatać jeden sweter?
-Dużo.
–odburknąłem.
- Może Ann
ma rację, poszłybyśmy z tobą na zakupy, nie jakieś tam duże, a chłopacy
poczekaliby na nas w Trzech Miotłach.- zaproponowała Lily, a ja na moje
nieszczęście spojrzałem w jej oczy. Zrozumiałem, że nie chce spędzić tego dnia
z Jamesem, który zapewne był innego zdania.
- Ja sam i
wasza trójka? – spytałem z powątpiewaniem, a one ochoczo pokiwały głową.
Rozmasowałem skroń i ostatecznie
zgodziłem się. Tak właśnie uwolniłem swoją przyjaciółkę od jej chłopaka i
skazałem się na towarzystwo dziewczyny, która mnie próbuje podrywać, a także na
liczne wyzwiska i żarty ze strony Huncwotów.
Cały tydzień minął bez większych
zawirowań. Chodziłem na zajęcia w przeciwieństwie do Rogacza i Łapy, a także
Petera. Co chwile musiałem wymyślać im jakieś wymówki. Kilka razy zdarzyło mi
się zamienić kilka zdań z Mary, ale nie był to żaden flirt. Raczej trzymaliśmy
się tego, że jest to tajemnica. McDonald była naprawdę fajną dziewczyną i miło
się z nią rozmawiało, ale znając jej podejście do związku, które było bardzo
podobne do mojego, nie było mowy o jakimkolwiek zauroczeniu. Jednak nie
znaczyło to, że nie myślałem o niej. Wręcz przeciwnie! Często o niej myślałem,
a może o tym co razem byśmy mogli robić.
- O kim ty
tak myślisz, Remusie? – zagadnęła mnie pewnego razu Lily, gdy siedzieliśmy
razem w bibliotece.
- Poznałem
bardzo miłą dziewczynę. – odpowiedziałem, nie patrząc na nią, wiedząc, że
wzbudzę tym jej ciekawość. Musiałem przyznać, że miałem potrzebę wygadania się
komuś i nie wiedzieć czemu padło na nią.
- Serio? Ty?
Kogo? Gadaj! – naskoczyła na mnie zaskoczona, a ja roześmiałem się. – Nie śmiej
się, głupku!
- Lily, nie
licz na to, że z nią będę. I ona, i ja tego nie chcemy. – przyznałem, a ona
spojrzała na mnie pytająco. – To Mary McDonald, my no wiesz… trochę daliśmy się
ponieść emocjom i wydaje mi się, że jeszcze nie raz to zrobimy.
- Ta Mary? –
zdziwiła się Lil i chwyciła mnie tak kurczowo za ramię, że aż syknąłem z bólu.
Pokiwałem głową, a ona pisnęła tak jak to robi Ann z Dorcas. – Na gacie
Merlina, nie sądziłam, że ona jest taka…
- No widzisz
ja też nie. – zaśmiałem się.
- Remusie
Lupinie, jakie ty masz branie! Ann, Mary… no, no! – powiedziała z podziwem
Evans, a ja wyprostowałem się dumnie.
- Ten mój
zwierzęcy urok. – szepnąłem, a Lilka wybuchła śmiechem.
- Teraz to
naprawdę musimy cię porządnie ubrać. – powiedziała, a ja pokręciłem głową z
dezaprobatą.
W końcu nastał dzień, którego
tak bardzo nie chciałem. Wyjście do Hogsmeade, podczas, którego moja szafa
miała ulec drastycznej przemianie. Nie wiedziałem czemu Ann i Dorcas na tym
zależało, ale robiłem to dla Lily, która była już widocznie zmęczona swoją
„miłością”. Szykując się, narzuciłem na siebie kurtkę. Mimo, że zbliżała się
wiosna to na dworze jeszcze było zimno. Włożyłem do kieszeni mój cały dobytek o
wartości ośmiu galeonów, dwunastu sykli i sześciu knutów. Byłem świadomy, że
nie zobaczę już więcej tych pieniędzy i będę przymierał głodem, póki mama nie
wyśle mi kolejnych funduszy na moje zachcianki. Zbiegłem do Pokoju Wspólnego
gdzie czekały na mnie dziewczyny, reszta Huncwotów postanowiła iść wcześniej i
nie czekać na nas. Wyszliśmy na chłodne powietrze i wtedy się zaczęło… Ann
złapała mnie pod rękę i zaczęła wyliczać czego potrzebuję, a Dor i Lily
wtórowały jej zawzięcie.
- Ale po co
mi aż trzy pary spodni? Mam ich wystarczająco. – jęknąłem zrezygnowany kiedy
usłyszałem moją listę zakupów.
- Remus, nie
możesz się ograniczać do zwykłych jeansów, naprawdę! Spójrz na Rogacza albo na
Łapę. – stwierdziła Dorcas.
- Ale ja nie
jestem żadnym z nich. – oburzyłem się, a wszystkie roześmiały się jednogłośnie.
Po długim spacerze pełnym sprzeczek, doszliśmy do sklepu odzieżowego, który
dziewczyny bardzo chętnie odwiedzały. Od razu przywitała nas przesympatyczna
kobieta w średnim wieku, która bez przerwy uśmiechała się. Stanąłem pośrodku
sklepu i przyglądałem się jak dziewczyny wybierają mi nowe ubrania. Im dłużej
tam stałem tym bardziej wątpiłem, że szybko się z tym wszystkim uwinę.
- Nie, to do
ciebie nie pasuje… - stwierdziła Ann z miną znawcy gdy pokazałem się im w
pierwszej stylizacji. – Lily podaj mu tą niebieską koszulę.
- Już się
robi. – odpowiedziała zadowolona Lilka i chwyciła ubranie. Kiedy odbierałem od
niej koszule, szepnąłem:
- Pamiętaj,
że robię to wszystko dla ciebie.
- Tobie też
wyjdzie to na dobre. – odpowiedziała i zasunęła kotarę bym mógł się przebrać.
Westchnąłem zrezygnowany. Nie wiedziałem co te dziewczyny lubią w zakupach.
Zdjąłem sweter, który wybrała mi Dorcas i założyłem koszule, modląc się by to
piekło się skończyło. W przymierzalni nie było zegara i dobrze, bo pewnie bym
się załamał. Dziewczyny miały dobry gust, ale nie zawsze zgodny był on z moim. Głównie
Lily starała się wybierać ubrania z myślą o mnie, a ja myślałem tylko o tym, że
robię to dla niej i tym samym pomagam jej i chronię nas wszystkich od
prawdopodobnej kłótni. Wyszliśmy ze sklepu, po wcześniejszym zapłaceniu za
zakupy, które swoją drogą nie okazały się takie drogie, i udaliśmy się do Trzech Mioteł. Przez długi czas pamiętałem
śmiech chłopaków, gdy ujrzeli mnie niosącego torby z ubraniami, otoczonego
dziewczynami.
- No i co
ślicznotko sobie kupiłaś? – zapytał kpiąco Black, a ja nie odezwałem się do
niego. Za to Ann z ochotą zaczęła o wszystkim opowiadać.
- Było
świetnie, Remus ma teraz lepsze ubrania niż wy wszyscy razem wzięci. –
oznajmiła z dumą. – Ma dwie nowe koszule, marynarkę, dwie pary spodni, buty,
kurtkę!
- No, no,
Remi! Jaki z ciebie modniś. – zaśmiał się Rogacz, a Lily dała mu kuksańca w
bok, na co zamilkł od razu.
- Chciałyśmy
mu jeszcze kupić zegarek, ale brakowało nam funduszy. – przyznała Dor i
przytulając się nieznacznie do Syriusza spytała: - A ty kiedy idziesz z nami na
zakupy?
- Co? Nie ma
mowy! Ja się nie umawiam na babskie spotkanka! – wyśmiał ją, a ja zauważyłem,
że mina jej zrzedła. Nie rozumiałem dlaczego Dorcas cokolwiek czuła do Blacka,
znając jego zwyczaje. Syriusz nie był zdolny do wielkiej miłości rodem z
romansidła, której pragnęła Meadowes, mimo to ciągle starała się zwrócić na
siebie jego uwagę.
- Żałuj,
teraz Mary na pewno będzie interesować się Remusem. – powiedziała Lily, a ja
przełknąłem głośno ślinę.
- Że co?! –
wykrzyknęli wszyscy, a ja posłałem Evans zbolałe spojrzenie.
- Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że spotykasz się z kujonicą?! – zawołała z oburzeniem
Ann, a ja pociągnąłem łyk piwa. – Patrz na mnie ja do ciebie mówię!
- Po
pierwsze nie jest żadną kujonicą. Po drugie nie spotykamy się. Po trzecie nie
wiem o co masz pretensje? – wymieniłam powoli znudzony.
- Jak to o
co? – zawołała i w tym momencie jakby na zawołanie koło naszego stolika
przeszła Mary razem z koleżankami. Wyglądała tego dnia wyjątkowo ładnie, w
szczególności na tle jej niezbyt urodziwych koleżanek. Miała na sobie granatowy
płaszcz z kapturem, czarne, obcisłe spodnie, a
na nogach skórzane botki nad kostkę. Swoje długie blond loki spięła w
wysoki kok, z którego kilka kosmyków wypadło sprawiając, że wyglądała trochę
niedbale. Wszyscy nagle zamilkli, a ona powiedziała słodko:
- Cześć wam!
Jak się masz, Remusie?
- Świetnie,
a ty? – odpowiedziałem z ogromną satysfakcją, widząc minę Ann.
- Dobrze,
mam nadzieję, że niedługo się spotkamy. – stwierdziła i udała się za
przyjaciółkami. Miałem nieodparte wrażenie, że również zauważyła zachowanie
Clark. Osunąłem się na krzesło i spojrzałem na Ann. Zazwyczaj była urodziwa,
nie było to w stu procentach wrodzone, ale wyuczone. Jednak tym razem jej
starania poszły na marne. Cała czerwona na twarzy patrzyła na mnie, zaciskając
różowiutkie usta tak, że stały się zupełnie blade. Jej delikatnie zadarty nosek
nie był już taki uroczy, gdy jej nozdrza niebezpiecznie powiększyły się, a oczy
nie były głębokie, a zaciśnięte w cienkie szparki. – Coś ci nie pasuje Ann?
- Jesteś
przebrzydłą szumowiną, Lupin! – warknęła przez zaciśnięte zęby i wybiegła z
pubu. Między nami zapadła cisza. Dorcas była oburzona, chłopacy nieco
zdziwieni, a Lily i Ali spoglądały na mnie z pewnym powątpiewaniem. Ja podniosłem
rękę i zawołałem głośno:
- Rosmerto,
jeszcze po jednym piwie po proszę!
Grunt to wyjść z sytuacji, nie? Biedny, biedny Remus. Najpierw zakupy, a potem dziewczyny... ciężkie jest życie Huncwota.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj Teddy, Teddy... Niszczysz moją wizję Lupina! Ale chyba ci wybaczę, bo robisz to w ciekawy sposób! Ten list od Mary! JEZU! Moja Mary, którą opisuje jest grzeczną, ułożoną dziewczynką, a tutaj!? Kochane było ze strony Remusa, który pomaga cały czas Lily. Wydaje mi się, że ciągniesz do rozstania Lily i Jamesa... Nie wiem co o tym myśleć... Może jednak ich pogodzisz?! Byłabym wniebowzięta! Ale wracając do rozdziału! ZAKOŃCZENIE MNIE ROZWALIŁO! Szybko dodaj coś jeszcze! :)
OdpowiedzUsuń