29 maja 2014

Wioska

Ostatnie wydarzenie z Mary sprawiło, że stałem się pewny siebie. Nie to żebym wcześniej był jakoś wielce nieśmiały, ale to wszystko ogromnie mnie podbudowało i sprawiło, że inaczej zacząłem na siebie spoglądać. Stwierdziłem, że nie czuję nic głębszego do McDonald i ona zapewne też nie, bo następnego dnia nie odezwała się do mnie słowem, dopiero wieczorem dostałem wyjaśniającą wszystko notkę o treści, którą zapisała bardzo ładnym pochyłym pismem:
Kochany Remusie,
Nasza wczorajsza przygoda dała mi mnóstwo przyjemności, ale nie mam najmniejszej ochoty pakować się w trwały związek. Na to jeszcze mam czas. Mam nadzieję, że w żaden sposób cię nie rozczarowałam, bo to ostatnia rzecz jaką chciałabym zrobić. Jesteś świetnym facetem – przystojny, inteligentny i do tego fenomenalnie całujesz, aż dziwię się, że kogoś nie masz. Odezwij się do mnie kiedyś!
                                                                                                                     M.M.

P.S. Jeżeli chciałbyś jeszcze raz spotkać się w bibliotece, to jestem otwarta na wszelkie propozycje.”
                Satysfakcjonował mnie taki obrót spraw. Znajomość bez zobowiązań, których wyjątkowo unikałem, bardzo mi odpowiadał. Bez wahania odpisałem, że podzielam jej zdanie i zawsze gdy tylko będzie chciała spotkam się z nią. Mary coraz bardziej mnie intrygowała i chciałem sprawdzić jaka jest.
                Myślałem o tym kiedy wszyscy siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym grzejąc się przy kominku. Żadne z moich przyjaciół nie dowiedziało się o tym co ja i Mary wyprawialiśmy na tyłach biblioteki. Obawiałem się, że gdyby tylko ta wiadomość doszła do Ann, McDonald miałaby nieciekawą przyszłość. Wszyscy rozprawialiśmy o wyjściu do Hogsmeade, które miało się odbyć już następnego dnia. W sumie nie mogliśmy dojść do porozumienia, nie licząc faktu, że nie będzie z nami Ali, bo Frank zabiera ją do tej obciachowej kawiarni. Kiedy dziewczyny zaczęły paplać o zakupach wyłączyłem się. Nie miałem zamiaru słuchać tych głupot, w których wszystkie tak namiętnie się miłowały. Wbiłem wzrok w ogień i dałem pole do popisu mojej fantazji. Zacząłem sobie wyobrażać moje kolejne spotkanie z Mary. Zastanawiałem się jak daleko pozwoli mi działać. Już niejednokrotnie słuchałem przechwałek Syriusza, który już wiele razy kochał się z kobietami. Ja nie byłem w tym jakoś specjalnie doświadczony, ale wiedziałem co i jak.
- Co o tym myślisz, Lunio? – dobiegł mnie głos Ann, która uśmiechała się do mnie zalotnie.
- Przepraszam nie słuchałem…- powiedziałem, kręcąc głową, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Rozmawiałyśmy o tym, że przydałyby się tobie jakieś zakupy, w sumie to ogólna metamorfoza. – wyjaśniła Dorcas, bawiąc się swoimi lokami.
- Co? Czemu? Przecież nie wyglądam źle. – oburzyłem się i spojrzałem w dół na swoje ubrania. Nie były najlepsze, ale najgorsze też nie były.
- Oh zamknij się! Wyglądasz jak bezdomny. – stwierdziła Ann, a ja zmierzyłem ją wzrokiem. Fakt , że była rozpieszczoną córeczką tatusia z arystokratycznej rodziny ani trochę nie upoważniał jej do obrażania mnie, nawet jeżeli robiła to w dobrym celu. – Oj no nie obrażaj się, prawdę mówię. Ile razy można łatać jeden sweter?
-Dużo. –odburknąłem.
- Może Ann ma rację, poszłybyśmy z tobą na zakupy, nie jakieś tam duże, a chłopacy poczekaliby na nas w Trzech Miotłach.- zaproponowała Lily, a ja na moje nieszczęście spojrzałem w jej oczy. Zrozumiałem, że nie chce spędzić tego dnia z Jamesem, który zapewne był innego zdania.
- Ja sam i wasza trójka? – spytałem z powątpiewaniem, a one ochoczo pokiwały głową. Rozmasowałem skroń  i ostatecznie zgodziłem się. Tak właśnie uwolniłem swoją przyjaciółkę od jej chłopaka i skazałem się na towarzystwo dziewczyny, która mnie próbuje podrywać, a także na liczne wyzwiska i żarty ze strony Huncwotów.
 Cały tydzień minął bez większych zawirowań. Chodziłem na zajęcia w przeciwieństwie do Rogacza i Łapy, a także Petera. Co chwile musiałem wymyślać im jakieś wymówki. Kilka razy zdarzyło mi się zamienić kilka zdań z Mary, ale nie był to żaden flirt. Raczej trzymaliśmy się tego, że jest to tajemnica. McDonald była naprawdę fajną dziewczyną i miło się z nią rozmawiało, ale znając jej podejście do związku, które było bardzo podobne do mojego, nie było mowy o jakimkolwiek zauroczeniu. Jednak nie znaczyło to, że nie myślałem o niej. Wręcz przeciwnie! Często o niej myślałem, a może o tym co razem byśmy mogli robić.
- O kim ty tak myślisz, Remusie? – zagadnęła mnie pewnego razu Lily, gdy siedzieliśmy razem w bibliotece.
- Poznałem bardzo miłą dziewczynę. – odpowiedziałem, nie patrząc na nią, wiedząc, że wzbudzę tym jej ciekawość. Musiałem przyznać, że miałem potrzebę wygadania się komuś i nie wiedzieć czemu padło na nią.
- Serio? Ty? Kogo? Gadaj! – naskoczyła na mnie zaskoczona, a ja roześmiałem się. – Nie śmiej się, głupku!
- Lily, nie licz na to, że z nią będę. I ona, i ja tego nie chcemy. – przyznałem, a ona spojrzała na mnie pytająco. – To Mary McDonald, my no wiesz… trochę daliśmy się ponieść emocjom i wydaje mi się, że jeszcze nie raz to zrobimy.
- Ta Mary? – zdziwiła się Lil i chwyciła mnie tak kurczowo za ramię, że aż syknąłem z bólu. Pokiwałem głową, a ona pisnęła tak jak to robi Ann z Dorcas. – Na gacie Merlina, nie sądziłam, że ona jest taka…
- No widzisz ja też nie. – zaśmiałem się.
- Remusie Lupinie, jakie ty masz branie! Ann, Mary… no, no! – powiedziała z podziwem Evans, a ja wyprostowałem się dumnie.
- Ten mój zwierzęcy urok. – szepnąłem, a Lilka wybuchła śmiechem.
- Teraz to naprawdę musimy cię porządnie ubrać. – powiedziała, a ja pokręciłem głową z dezaprobatą.
  W końcu nastał dzień, którego tak bardzo nie chciałem. Wyjście do Hogsmeade, podczas, którego moja szafa miała ulec drastycznej przemianie. Nie wiedziałem czemu Ann i Dorcas na tym zależało, ale robiłem to dla Lily, która była już widocznie zmęczona swoją „miłością”. Szykując się, narzuciłem na siebie kurtkę. Mimo, że zbliżała się wiosna to na dworze jeszcze było zimno. Włożyłem do kieszeni mój cały dobytek o wartości ośmiu galeonów, dwunastu sykli i sześciu knutów. Byłem świadomy, że nie zobaczę już więcej tych pieniędzy i będę przymierał głodem, póki mama nie wyśle mi kolejnych funduszy na moje zachcianki. Zbiegłem do Pokoju Wspólnego gdzie czekały na mnie dziewczyny, reszta Huncwotów postanowiła iść wcześniej i nie czekać na nas. Wyszliśmy na chłodne powietrze i wtedy się zaczęło… Ann złapała mnie pod rękę i zaczęła wyliczać czego potrzebuję, a Dor i Lily wtórowały jej zawzięcie.
- Ale po co mi aż trzy pary spodni? Mam ich wystarczająco. – jęknąłem zrezygnowany kiedy usłyszałem moją listę zakupów.
- Remus, nie możesz się ograniczać do zwykłych jeansów, naprawdę! Spójrz na Rogacza albo na Łapę. – stwierdziła Dorcas.
- Ale ja nie jestem żadnym z nich. – oburzyłem się, a wszystkie roześmiały się jednogłośnie. Po długim spacerze pełnym sprzeczek, doszliśmy do sklepu odzieżowego, który dziewczyny bardzo chętnie odwiedzały. Od razu przywitała nas przesympatyczna kobieta w średnim wieku, która bez przerwy uśmiechała się. Stanąłem pośrodku sklepu i przyglądałem się jak dziewczyny wybierają mi nowe ubrania. Im dłużej tam stałem tym bardziej wątpiłem, że szybko się z tym wszystkim uwinę.
- Nie, to do ciebie nie pasuje… - stwierdziła Ann z miną znawcy gdy pokazałem się im w pierwszej stylizacji. – Lily podaj mu tą niebieską koszulę.
- Już się robi. – odpowiedziała zadowolona Lilka i chwyciła ubranie. Kiedy odbierałem od niej koszule, szepnąłem:
- Pamiętaj, że robię to wszystko dla ciebie.
- Tobie też wyjdzie to na dobre. – odpowiedziała i zasunęła kotarę bym mógł się przebrać. Westchnąłem zrezygnowany. Nie wiedziałem co te dziewczyny lubią w zakupach. Zdjąłem sweter, który wybrała mi Dorcas i założyłem koszule, modląc się by to piekło się skończyło. W przymierzalni nie było zegara i dobrze, bo pewnie bym się załamał. Dziewczyny miały dobry gust, ale nie zawsze zgodny był on z moim. Głównie Lily starała się wybierać ubrania z myślą o mnie, a ja myślałem tylko o tym, że robię to dla niej i tym samym pomagam jej i chronię nas wszystkich od prawdopodobnej kłótni. Wyszliśmy ze sklepu, po wcześniejszym zapłaceniu za zakupy, które swoją drogą nie okazały się takie drogie, i udaliśmy się  do Trzech Mioteł. Przez długi czas pamiętałem śmiech chłopaków, gdy ujrzeli mnie niosącego torby z ubraniami, otoczonego dziewczynami.
- No i co ślicznotko sobie kupiłaś? – zapytał kpiąco Black, a ja nie odezwałem się do niego. Za to Ann z ochotą zaczęła o wszystkim opowiadać.
- Było świetnie, Remus ma teraz lepsze ubrania niż wy wszyscy razem wzięci. – oznajmiła z dumą. – Ma dwie nowe koszule, marynarkę, dwie pary spodni, buty, kurtkę!
- No, no, Remi! Jaki z ciebie modniś. – zaśmiał się Rogacz, a Lily dała mu kuksańca w bok, na co zamilkł od razu.
- Chciałyśmy mu jeszcze kupić zegarek, ale brakowało nam funduszy. – przyznała Dor i przytulając się nieznacznie do Syriusza spytała: - A ty kiedy idziesz z nami na zakupy?
- Co? Nie ma mowy! Ja się nie umawiam na babskie spotkanka! – wyśmiał ją, a ja zauważyłem, że mina jej zrzedła. Nie rozumiałem dlaczego Dorcas cokolwiek czuła do Blacka, znając jego zwyczaje. Syriusz nie był zdolny do wielkiej miłości rodem z romansidła, której pragnęła Meadowes, mimo to ciągle starała się zwrócić na siebie jego uwagę.
- Żałuj, teraz Mary na pewno będzie interesować się Remusem. – powiedziała Lily, a ja przełknąłem głośno ślinę.
- Że co?! – wykrzyknęli wszyscy, a ja posłałem Evans zbolałe spojrzenie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że spotykasz się z kujonicą?! – zawołała z oburzeniem Ann, a ja pociągnąłem łyk piwa. – Patrz na mnie ja do ciebie mówię!
- Po pierwsze nie jest żadną kujonicą. Po drugie nie spotykamy się. Po trzecie nie wiem o co masz pretensje? – wymieniłam powoli znudzony.
- Jak to o co? – zawołała i w tym momencie jakby na zawołanie koło naszego stolika przeszła Mary razem z koleżankami. Wyglądała tego dnia wyjątkowo ładnie, w szczególności na tle jej niezbyt urodziwych koleżanek. Miała na sobie granatowy płaszcz z kapturem, czarne, obcisłe spodnie, a  na nogach skórzane botki nad kostkę. Swoje długie blond loki spięła w wysoki kok, z którego kilka kosmyków wypadło sprawiając, że wyglądała trochę niedbale. Wszyscy nagle zamilkli, a ona powiedziała słodko:
- Cześć wam! Jak się masz, Remusie?
- Świetnie, a ty? – odpowiedziałem z ogromną satysfakcją, widząc minę Ann.
- Dobrze, mam nadzieję, że niedługo się spotkamy. – stwierdziła i udała się za przyjaciółkami. Miałem nieodparte wrażenie, że również zauważyła zachowanie Clark. Osunąłem się na krzesło i spojrzałem na Ann. Zazwyczaj była urodziwa, nie było to w stu procentach wrodzone, ale wyuczone. Jednak tym razem jej starania poszły na marne. Cała czerwona na twarzy patrzyła na mnie, zaciskając różowiutkie usta tak, że stały się zupełnie blade. Jej delikatnie zadarty nosek nie był już taki uroczy, gdy jej nozdrza niebezpiecznie powiększyły się, a oczy nie były głębokie, a zaciśnięte w cienkie szparki. – Coś ci nie pasuje Ann?
- Jesteś przebrzydłą szumowiną, Lupin! – warknęła przez zaciśnięte zęby i wybiegła z pubu. Między nami zapadła cisza. Dorcas była oburzona, chłopacy nieco zdziwieni, a Lily i Ali spoglądały na mnie z pewnym powątpiewaniem. Ja podniosłem rękę i zawołałem głośno:

- Rosmerto, jeszcze po jednym piwie po proszę! 

2 komentarze:

  1. Grunt to wyjść z sytuacji, nie? Biedny, biedny Remus. Najpierw zakupy, a potem dziewczyny... ciężkie jest życie Huncwota.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Teddy, Teddy... Niszczysz moją wizję Lupina! Ale chyba ci wybaczę, bo robisz to w ciekawy sposób! Ten list od Mary! JEZU! Moja Mary, którą opisuje jest grzeczną, ułożoną dziewczynką, a tutaj!? Kochane było ze strony Remusa, który pomaga cały czas Lily. Wydaje mi się, że ciągniesz do rozstania Lily i Jamesa... Nie wiem co o tym myśleć... Może jednak ich pogodzisz?! Byłabym wniebowzięta! Ale wracając do rozdziału! ZAKOŃCZENIE MNIE ROZWALIŁO! Szybko dodaj coś jeszcze! :)

    OdpowiedzUsuń