Dwie chimery wpuściły ją bez słowa do pokoju
nauczycielskiego. Nie lubiła tu przesiadywać. Jej koledzy i koleżanki ciągle
plotkowali o uczniach, a ona szczerze mówiąc nie miała nic do powiedzenia. Nie
zwracała uwagi na prywatne sprawy uczniów, nie to co inni profesorowie.
Najgorsza była Sprout, ona chyba nie była wstanie przepuścić żadnej plotki. Dobiegły
ją podniesione głosy, wiedziała co to znaczy.
- Oh,
Minervo jesteś! Właśnie opowiadałam o tym, że widziałam Syriusza jak dochodziło
między nim, a Vanessą Aise do czegoś… no wiesz. – zaśmiała się jak głupia
nastolatka Pomona.
- Wydaje mi
się, że Black pozwala sobie na to zbyt często i ze zbyt wieloma partnerkami. –
stwierdziła przechodząc obok Sinistry i nalała sobie do kielicha trochę wina,
które stało pod oknem. Prawda była taka, że już od dawna przestali zwracać na
takie rzeczy uwagę. Fakt starali się zgrywać pozory, żeby młodzież nie
pomyślała sobie, że wszystko im wolno, ale nocne schadzki stały się teraz tylko
źródłem tematów do rozmowy, a nie złamaniem regulaminu.
- Musisz
przyznać, że ten chłopak ma w sobie magnez na dziewczyny. – zauważyła Hooch, z
błyskiem w swoich żółtych oczach.
- Fakt, tak
samo jak Potter, ale on nie używa swojego magnezu nazbyt często. – przyznała
McGonagall.
- On oddał
swoje serce pannie Evans. – wtrącił się Mark Steven, tegoroczny nauczyciel
obrony przed czarną magią.
-Faktycznie,
jednak jakoś im się nie powodzi. – zauważyła Aurora.
- Zgadzam
się, wydaje mi się, że niedługo się rozstaną. – zauważyła Pomona z wypiekami na
twarzy.
-
Rozmawiacie o Potterach? – spytała Baty Babbling, która w tym samym momencie
weszła do pomieszczenia. Minerva przewróciła oczami, mając dość tej pogawędki.
Dolała sobie wina, czując, że nie wytrzyma dłużej w tym towarzystwie. – Powiem
wam szczerze, że wydaje mi się, że Lily i Remus mają się ku sobie.
- Co do
Remusa to… - usłyszała nagle swój własny głos, nie wiedząc nawet jak to
możliwe, że się odezwała. Ośmielona winem i pytającymi spojrzeniami postanowiła
jednak kontynuować, chociaż coś mówiło jej, że nie powinna tego robić. – Wątpię
by czuł coś do Lily. Tydzień temu wieczorem, a właściwie w nocy wybrałam się do
mojego starego gabinetu, bo zapomniałam stamtąd paru niezbędnych rzeczy. Miałam
już wychodzić, kiedy zobaczyłam, że ktoś jest w środku. Zmieniłam kształt i
czekałam.
- Po co
Remus przyszedł do starej sali transmutacji? – spytał Mark.
- Żeby
spędzić upojną noc z Mary McDonald.
***
Wspomnienie nocy spędzonej z Mary chodziło za
mną jeszcze przez długi czas. Zawsze gdy ją widziałem, oczyma wyobraźni
wracałem do chwil gdy pieściłem jej delikatne, jędrne ciało. Nasze spojrzenia,
przypadkowe muśnięcia, gdy przechodziliśmy obok siebie, zalotne uśmieszki,
wszystko co robiliśmy względem siebie było tak jawne, że pewnie cały Hogwart
słyszał o związku Lupina i McDonald. Nam jednak nie zależało na żadnej
zobowiązującej relacji. Oprócz tego, że w jedną noc daliśmy ponieść się emocją,
nic nie miało miejsca, żadna miłość, żadne zauroczenie. Nasza relacja pozostała
taka jak dawniej i chciałem by taka pozostała. Moja nocna eskapada nie wyszła
na jaw, dlatego też żadne z moich przyjaciół nie wiedziało o moich igraszkach z
Mary. Tylko Ann domyślała się, że między mną, a McDonald mogło dojść do czegoś
bardziej intymnego.
Właśnie z tą przeklętą, pustą blondyną miałem
największy problem. Tak, Ann Angelina Clark – złotowłosy koszmar, który
nawiedzał mnie każdego dnia. Najgorsze w niej było to, że była całkowicie
nieprzewidywalna, nigdy nie wiedziałam co może zrobić, jakie może mieć zamiary
wobec mnie. To zaczęło się niespełna tydzień po tym jak pokłóciła się z Mary. Siedzieliśmy
razem z chłopakami w naszym dormitorium. Łapa opowiadał właśnie coś o jakiejś
dziewczynie z Ravenclaw’u, którą ostatnio puknął w męskim kiblu na czwartym
piętrze. W tym momencie usłyszeliśmy jak ktoś nieśmiało dobija się do naszych
drzwi. Jako, że nikomu oprócz mnie nie chciało się ruszyć, otworzyłem drzwi i
wpuściłem dziewczyny, który złożyły nam niezapowiedzianą wizytę. Okazało się,
że Ali razem z Frankiem potrzebują trochę przestrzeni osobistej na tą noc i
dziewczyny z dobroci serca użyczyły im swoje dormitorium. Rozanielony James
uśmiechał się głupkowato na myśl o tym, że Lily spędzi ten wieczór w naszym
pokoju. Oczywiście gdy panienki się rozgościły nie obyło się bez tekstów typu:
„Ale wy tu macie syf.” , „Może mamy wam
tu posprzątać?” , „ Macie tu gorzej niż w stajni hipogryfów!”. Przywykłem
do tego. Żyjąc przez dziesięć miesięcy z trójką facetów nie dało się utrzymać
porządku nawet przez tydzień. Jednak nie o to chodzi. Lily z nietęgą miną usiadła koło Rogacza, Dorcas od razu pobiegła
do Blacka, a Ann na moje nieszczęście zajęła miejsce koło mnie. Udając obrażoną
usadowiła się tyłem do mnie. Domyślałem się, że chodzi o to co było między mną,
a Mary, a także o jej zazdrość. Przez cały wieczór udawała złą, dopiero późno w
nocy gdy stwierdziliśmy, że czas już spać zmieniła swoją postawę. Jako, że
mieliśmy jedynie cztery łóżka, a nikomu nie uśmiechała się wizja spania razem z
Peterem. Tak jak dziewczyny się usadowiły, tak też miały zamiar spać. Chłopacy
chętnie rzucili się by dać im jakieś ubrania by mogły użyć ich jako piżam, ja
jednak nie miałem takiego zamiaru. Gdyby była to inna dziewczyna, niż Ann,
zrobiłbym to z czystej uprzejmości. Rogacz i Łapa natychmiast zasłonili kotary
swoich łóżek, tak samo jak Peter.
- Nie
zasłonisz? – spytała uroczo Ann. Spojrzałem na nią i od razu pożałowałem, że
nie dałem jej żadnych ubrań, ponieważ rozebrała się do samej bielizny i ułożyła
tak bym miał dobry widok na jej wszystkie walory.
- Nie. –
odpowiedziałem i odwróciłem się do niej plecami. Poczułem jak swoimi palcami kreśli
ósemki na moim ciele. – Mogłabyś przestać? – spytałem, próbując być grzecznym,
ale nienajlepiej mi to wyszło. Jednak przestała. Po chwili jednak zaczęła się
wiercić i rozpychać. Nie wytrzymałem i spytałem poirytowany: - Co ty robisz?
- Nie lubię
spać w staniku. – stwierdziła i rzuciła swoim biustonoszem tak, że wylądował
koło mojej głowy. Przytuliła się do mnie, a ja przez koszulkę poczułem jak jej
piersi rozgniatają się na moich plecach.
- Mogłabyś
przestać? – warknąłem i odsunąłem się jak najdalej tylko mogłem.
- No coś ty
Remi, Syriusz i Rogacz pewnie już grzeszą z dziewczynami, nie chciałbyś trochę
pofiglować? – szepnęła mi do ucha, przesuwając rękę w stronę mojego krocza.
- Nie z
tobą. – odpowiedziałem lakonicznie i nakryłem się kocem tak, że nie mogła już
zrobić. Mruknęła jeszcze coś pod nosem, ale dała za wygraną. Kiedy usłyszałem
jak już miarowo oddycha, odetchnąłem z ulgą. Chwilę później zauważyłem, że z
łóżka Jamesa ktoś wstał. Dałbym głowę, że to Lily wyszła z naszego dormitorium.
Zastanawiałem się czy nie pójść za nią, ale stwierdziłem, że pewnie chciałaby
zostać sama.
Następnego dnia Lil jak zwykle była
uśmiechnięta, z tym problemem, że Rogacz był strasznie nadąsany. Dorcas i Łapa
byli w szampańskich nastrojach, a Ann nie odzywała się do mnie. Chwała za to
Merlinowi! Jednak nie przejmowałem się teraz moimi problemami, a ratowaniem
związku Lily i Rogacza. Razem z Jamesem pracowaliśmy razem na zielarstwie.
- Co się
stało? – spytałem, gdy razem pielęgnowaliśmy jedną z dziwnych roślin profesor
Sprout.
- Co masz na
myśli? – odburknął Potter.
- Ty? Lily?
Wasze zachowanie? Czy coś wczoraj się wydarzyło? – nie dałem za wygraną i
wypytywałem dalej.
- Słuchaj,
to nasze sprawy, a ty i tak za bardzo się wtrącasz. – syknął Rogacz.
- O co ci
chodzi? – spojrzałem na niego zdziwiony. – Chcę tylko wam pomóc. Nie próbuj mi
wmówić, że to co jest między wami jest okey.
- Nie
angażuj się, stary. Zajmij się lepiej tą swoją Mary. – warknął na mnie i
odwrócił się, kończąc rozmowę. Westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do obrywania
liści niedojrzałej mandragory. Z satysfakcją zauważyłem, że do końca lekcji
zostało zaledwie pięć minut i nie będę musiał siedzieć obok nadąsanego Pottera,
który zapewne w myślach rzucał na mnie najróżniejsze klątwy. Posprzątałem swoje
rzeczy i razem z resztą klasy wyszedłem ze szklarni. Pożegnałem się z
przyjaciółmi i ruszyłem na trzecie piętro gdzie miałem lekcje numerologii.
Żadne z moich przyjaciół, nie licząc Ali, nie chodziło na te lekcje. Sam nie
wiem czemu się na nie zapisałem, nie były jakoś specjalnie fascynujące, a
niektóre tematy trudno było mi ogarnąć, jednak pamiętałem, że ojciec często
mówił o tym przedmiocie i z najprawdopodobniej z sentymentu zdecydowałem się
uczęszczać na te lekcje. Alice uczyła się numerologii z powodu rodziców, którym
bardzo na tym zależało. Parker siedziała oparta o ścianę przed salą i pomachała
mi wesoło, gdy tylko mnie zauważyła.
- Remus,
cześć!
- Ali,
widzę, że wieczór się udał. – uśmiechnąłem się. Parker rzeczywiście była o
wiele bardziej wesoła niż na co dzień, a i zdrowe rumieńce nie znikały z jej
twarzy.
- Ej, tylko
bez takich. – odparła, śmiejąc się wesoło. Rozejrzała się po korytarzu i nagle
spoważniała: - Co się wczoraj wydarzyło?
- No wiesz…
Dor i Łapa przeżyli upojną noc razem, Peter znowu się czymś najadł, ja po raz
kolejny dałem kosza Ann…
- To mnie
akurat nie interesuje. – pokręciła głową.
– Potterowie, oni znowu…
- Wiem, ale
nie mam bladego pojęcia co się stało.
- Nie układa
im się, myślałam, że jak Lil w końcu da Jamesowi szanse to będą razem
szczęśliwi. – wyznała ze smutkiem.
- Też tak
myślałem, wszyscy myśleli, inaczej nikt nie pchałby ich ku sobie. – przyznałem.
– Im szybciej się rozejdą tym lepiej. – oznajmiłem, mówiąc to co już długo
chodziło mi po głowie, Ali nic nie odpowiedziała, ale wiedziałem, że myśli tak
jak ja.
Ta lekcja numerologii nie była ani trochę
bardziej interesująco niż zazwyczaj, a ja i tak nie brałem w niej udziału
ponieważ myślałem o kryzysie małżeńskim moich przyjaciół. Wiedziałem, że przez
najbliższe dni nie porozmawiam w żaden sposób z Potterem i nic tego nie zmieni.
Jedyną szansą na dowiedzenie się jaka jest wersja wydarzeń Rogacza była rozmowa
z Blackiem, który nie zawsze był przewidywalny i skory do takiej pomocy.
Wiedziałem też, że musze porozmawiać z Lilką, która na pewno powie mi co
takiego się stało. Evans nie była już tą dziewczyną, która obrażała się o byle
co i była przewrażliwiona na punkcie naszych wygłupów. Nie twierdziłem, że
wszystkim kłótniom jest winny Potter, ale Lily myślała o wiele bardziej
racjonalnie. Dlatego też gdy tylko skończyły się te lekcje, rozpocząłem
poszukiwania Evans.
Lil, tak jak myślałem, była w bibliotece.
Spacerowała pomiędzy regałami, szukając potrzebnych jej książek. Była zmęczona,
miała wory pod oczami. Nie zauważyłem tego wcześniej, może dlatego, że przy nas
uśmiechała się i zachowywała jak gdyby nigdy nic.
- Cześć,
Ruda. – powiedziałem podchodząc do niej. Z satysfakcją zauważyłem, że przez ten
rok sporo urosłem i Evans musiała zadrzeć nosa, żeby spojrzeć na mnie.
- Hej, Remi.
Co u ciebie?
- U mnie
dobrze, chociaż trochę pokłóciłem się z Rogaczem. – powiedziałem i spojrzałem
na książki, które nas otaczały.
- To
przykre. – stwierdziła, a ja zauważyłem, że Lil nie da się tak łatwo. Kiedyś
gdybym to powiedział, rzuciłaby mi się na szyję i dziękowała Merlinowi, że w
końcu zmądrzałem.
- Przykre?
Rogacz jest nadęty, chamski, arogancki i nie jest nawet na tyle inteligentny
żeby przyjąć czyjąś pomoc! – szeptałem, przejęty, a właściwie to udawałem.
Nigdy nie obraziłem w ten sposób żadnego z moich przyjaciół, za bardzo ich
szanowałem. Jednak wiedziałem, że Lily nie będzie mogła oprzeć się pokusie by
wyżyć się na kimś kto sprawił jej tyle przykrości.
- Wiesz co?
Masz racje. On jest okropnym kretynem, który nie liczy się z uczuciami innych,
nawet tych, których podobno kocha. Dla niego ważny jest czubek jego własnej
różdżki i nic poza tym. A do tego zamiast głową myśli chujem i nie wiadomo
czemu chce go wszędzie pchać! – zakończyła tak głośno, że pani Prince, szkolna
bibliotekarka spojrzała na nią srogo. Lily odwróciła tylko płochę chcąc ukryć
to jak bardzo się zaczerwieniła na twarzy. Zawsze gdy była zła robiła się
czerwona jak pomidor. Wzięła trzy oddechy na uspokojenie, a ja położyłem jej
rękę na ramieniu.
- Mogłem się
domyślić, że to o to chodzi. – Lily spojrzała na niego wymownie swoimi
zielonymi, zaszklonymi oczami.
- Ty zawsze
w końcu się domyślasz. – mruknęła markotnie i otuliła się szatą.- Nie chcę o
tym gadać, to krępujące.
- Fakt, ale
chcesz o tym porozmawiać. Dobrze to wiem…
Już myślałam, że odpuściłeś sobie to opowiadanie. Cieszę się, że nie miałam racji.
OdpowiedzUsuńJakoś nie bardzo widzę nauczycieli komentujących życie erotyczne uczniów. Chociaż, jakby na to spojrzeć inaczej, to swojego nie mają, więc czyimś muszą się interesować.
Niezły pomysł z tą nocką u Huncwotów. Biedny Remus. Ann jest okropna. Jak można tak się narzucać chłopakowi? Jako dziewczyna w ogóle tego nie rozumiem.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
Zapraszam na migawkę urodzinową na z-pamietnika-lupina.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No nareszcie! W końcu coś dodałeś, jak tak można?! (mini objawy hipokryzji c;)
OdpowiedzUsuńWiesz, że cie uwielbiam i to co wychodzi z twojej głowy również!
W przeciwieństwie do Wariatki, wyobrażam sobie taką sytuację w pokoju nauczycielskim. Plotkarnia jest, plotkary są, no i plotki również! MC jeszcze pokaże reszcie cielska pedagogicznego na co ją stać, tak coś czuję!
Reszta... Wspaniała jak zawszę! Ann, której szczerze nienawidzę. James, który jest no cóż... Lily, którą kocham i Remus, który jest aktualnie facetem z moich marzeń!!!!
Brakuje mi tu Syriusza i reszty...
Tak jak już wcześniej mówiłam uwielbiam relację Lily i Remusa, a rozmowa w bibliotece po prostu boska!!!
PISZ CAŁY CZAS I DODAWAJ CZĘŚCIEJ! :*