30 września 2014

Kłopoty u Potterów

Dwie chimery wpuściły ją bez słowa do pokoju nauczycielskiego. Nie lubiła tu przesiadywać. Jej koledzy i koleżanki ciągle plotkowali o uczniach, a ona szczerze mówiąc nie miała nic do powiedzenia. Nie zwracała uwagi na prywatne sprawy uczniów, nie to co inni profesorowie. Najgorsza była Sprout, ona chyba nie była wstanie przepuścić żadnej plotki. Dobiegły ją podniesione głosy, wiedziała co to znaczy.
- Oh, Minervo jesteś! Właśnie opowiadałam o tym, że widziałam Syriusza jak dochodziło między nim, a Vanessą Aise do czegoś… no wiesz. – zaśmiała się jak głupia nastolatka Pomona.
- Wydaje mi się, że Black pozwala sobie na to zbyt często i ze zbyt wieloma partnerkami. – stwierdziła przechodząc obok Sinistry i nalała sobie do kielicha trochę wina, które stało pod oknem. Prawda była taka, że już od dawna przestali zwracać na takie rzeczy uwagę. Fakt starali się zgrywać pozory, żeby młodzież nie pomyślała sobie, że wszystko im wolno, ale nocne schadzki stały się teraz tylko źródłem tematów do rozmowy, a nie złamaniem regulaminu.
- Musisz przyznać, że ten chłopak ma w sobie magnez na dziewczyny. – zauważyła Hooch, z błyskiem w swoich żółtych oczach.
- Fakt, tak samo jak Potter, ale on nie używa swojego magnezu nazbyt często. – przyznała McGonagall.
- On oddał swoje serce pannie Evans. – wtrącił się Mark Steven, tegoroczny nauczyciel obrony przed czarną magią.
-Faktycznie, jednak jakoś im się nie powodzi. – zauważyła Aurora.
- Zgadzam się, wydaje mi się, że niedługo się rozstaną. – zauważyła Pomona z wypiekami na twarzy.
- Rozmawiacie o Potterach? – spytała Baty Babbling, która w tym samym momencie weszła do pomieszczenia. Minerva przewróciła oczami, mając dość tej pogawędki. Dolała sobie wina, czując, że nie wytrzyma dłużej w tym towarzystwie. – Powiem wam szczerze, że wydaje mi się, że Lily i Remus mają się ku sobie.
- Co do Remusa to… - usłyszała nagle swój własny głos, nie wiedząc nawet jak to możliwe, że się odezwała. Ośmielona winem i pytającymi spojrzeniami postanowiła jednak kontynuować, chociaż coś mówiło jej, że nie powinna tego robić. – Wątpię by czuł coś do Lily. Tydzień temu wieczorem, a właściwie w nocy wybrałam się do mojego starego gabinetu, bo zapomniałam stamtąd paru niezbędnych rzeczy. Miałam już wychodzić, kiedy zobaczyłam, że ktoś jest w środku. Zmieniłam kształt i czekałam.
- Po co Remus przyszedł do starej sali transmutacji? – spytał Mark.
- Żeby spędzić upojną noc z Mary McDonald.
***
Wspomnienie nocy spędzonej z Mary chodziło za mną jeszcze przez długi czas. Zawsze gdy ją widziałem, oczyma wyobraźni wracałem do chwil gdy pieściłem jej delikatne, jędrne ciało. Nasze spojrzenia, przypadkowe muśnięcia, gdy przechodziliśmy obok siebie, zalotne uśmieszki, wszystko co robiliśmy względem siebie było tak jawne, że pewnie cały Hogwart słyszał o związku Lupina i McDonald. Nam jednak nie zależało na żadnej zobowiązującej relacji. Oprócz tego, że w jedną noc daliśmy ponieść się emocją, nic nie miało miejsca, żadna miłość, żadne zauroczenie. Nasza relacja pozostała taka jak dawniej i chciałem by taka pozostała. Moja nocna eskapada nie wyszła na jaw, dlatego też żadne z moich przyjaciół nie wiedziało o moich igraszkach z Mary. Tylko Ann domyślała się, że między mną, a McDonald mogło dojść do czegoś bardziej intymnego.
Właśnie z tą przeklętą, pustą blondyną miałem największy problem. Tak, Ann Angelina Clark – złotowłosy koszmar, który nawiedzał mnie każdego dnia. Najgorsze w niej było to, że była całkowicie nieprzewidywalna, nigdy nie wiedziałam co może zrobić, jakie może mieć zamiary wobec mnie. To zaczęło się niespełna tydzień po tym jak pokłóciła się z Mary. Siedzieliśmy razem z chłopakami w naszym dormitorium. Łapa opowiadał właśnie coś o jakiejś dziewczynie z Ravenclaw’u, którą ostatnio puknął w męskim kiblu na czwartym piętrze. W tym momencie usłyszeliśmy jak ktoś nieśmiało dobija się do naszych drzwi. Jako, że nikomu oprócz mnie nie chciało się ruszyć, otworzyłem drzwi i wpuściłem dziewczyny, który złożyły nam niezapowiedzianą wizytę. Okazało się, że Ali razem z Frankiem potrzebują trochę przestrzeni osobistej na tą noc i dziewczyny z dobroci serca użyczyły im swoje dormitorium. Rozanielony James uśmiechał się głupkowato na myśl o tym, że Lily spędzi ten wieczór w naszym pokoju. Oczywiście gdy panienki się rozgościły nie obyło się bez tekstów typu: „Ale wy tu macie syf.” , „Może mamy wam tu posprzątać?” , „ Macie tu gorzej niż w stajni hipogryfów!”. Przywykłem do tego. Żyjąc przez dziesięć miesięcy z trójką facetów nie dało się utrzymać porządku nawet przez tydzień. Jednak nie o to chodzi. Lily z nietęgą miną  usiadła koło Rogacza, Dorcas od razu pobiegła do Blacka, a Ann na moje nieszczęście zajęła miejsce koło mnie. Udając obrażoną usadowiła się tyłem do mnie. Domyślałem się, że chodzi o to co było między mną, a Mary, a także o jej zazdrość. Przez cały wieczór udawała złą, dopiero późno w nocy gdy stwierdziliśmy, że czas już spać zmieniła swoją postawę. Jako, że mieliśmy jedynie cztery łóżka, a nikomu nie uśmiechała się wizja spania razem z Peterem. Tak jak dziewczyny się usadowiły, tak też miały zamiar spać. Chłopacy chętnie rzucili się by dać im jakieś ubrania by mogły użyć ich jako piżam, ja jednak nie miałem takiego zamiaru. Gdyby była to inna dziewczyna, niż Ann, zrobiłbym to z czystej uprzejmości. Rogacz i Łapa natychmiast zasłonili kotary swoich łóżek, tak samo jak Peter.
- Nie zasłonisz? – spytała uroczo Ann. Spojrzałem na nią i od razu pożałowałem, że nie dałem jej żadnych ubrań, ponieważ rozebrała się do samej bielizny i ułożyła tak bym miał dobry widok na jej wszystkie walory.
- Nie. – odpowiedziałem i odwróciłem się do niej plecami. Poczułem jak swoimi palcami kreśli ósemki na moim ciele. – Mogłabyś przestać? – spytałem, próbując być grzecznym, ale nienajlepiej mi to wyszło. Jednak przestała. Po chwili jednak zaczęła się wiercić i rozpychać. Nie wytrzymałem i spytałem poirytowany: - Co ty robisz?
- Nie lubię spać w staniku. – stwierdziła i rzuciła swoim biustonoszem tak, że wylądował koło mojej głowy. Przytuliła się do mnie, a ja przez koszulkę poczułem jak jej piersi rozgniatają się na moich plecach.
- Mogłabyś przestać? – warknąłem i odsunąłem się jak najdalej tylko mogłem.
- No coś ty Remi, Syriusz i Rogacz pewnie już grzeszą z dziewczynami, nie chciałbyś trochę pofiglować? – szepnęła mi do ucha, przesuwając rękę w stronę mojego krocza.
- Nie z tobą. – odpowiedziałem lakonicznie i nakryłem się kocem tak, że nie mogła już zrobić. Mruknęła jeszcze coś pod nosem, ale dała za wygraną. Kiedy usłyszałem jak już miarowo oddycha, odetchnąłem z ulgą. Chwilę później zauważyłem, że z łóżka Jamesa ktoś wstał. Dałbym głowę, że to Lily wyszła z naszego dormitorium. Zastanawiałem się czy nie pójść za nią, ale stwierdziłem, że pewnie chciałaby zostać sama.
Następnego dnia Lil jak zwykle była uśmiechnięta, z tym problemem, że Rogacz był strasznie nadąsany. Dorcas i Łapa byli w szampańskich nastrojach, a Ann nie odzywała się do mnie. Chwała za to Merlinowi! Jednak nie przejmowałem się teraz moimi problemami, a ratowaniem związku Lily i Rogacza. Razem z Jamesem pracowaliśmy razem na zielarstwie.
- Co się stało? – spytałem, gdy razem pielęgnowaliśmy jedną z dziwnych roślin profesor Sprout.
- Co masz na myśli? – odburknął Potter.
- Ty? Lily? Wasze zachowanie? Czy coś wczoraj się wydarzyło? – nie dałem za wygraną i wypytywałem dalej.
- Słuchaj, to nasze sprawy, a ty i tak za bardzo się wtrącasz. – syknął Rogacz.
- O co ci chodzi? – spojrzałem na niego zdziwiony. – Chcę tylko wam pomóc. Nie próbuj mi wmówić, że to co jest między wami jest okey.
- Nie angażuj się, stary. Zajmij się lepiej tą swoją Mary. – warknął na mnie i odwrócił się, kończąc rozmowę. Westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do obrywania liści niedojrzałej mandragory. Z satysfakcją zauważyłem, że do końca lekcji zostało zaledwie pięć minut i nie będę musiał siedzieć obok nadąsanego Pottera, który zapewne w myślach rzucał na mnie najróżniejsze klątwy. Posprzątałem swoje rzeczy i razem z resztą klasy wyszedłem ze szklarni. Pożegnałem się z przyjaciółmi i ruszyłem na trzecie piętro gdzie miałem lekcje numerologii. Żadne z moich przyjaciół, nie licząc Ali, nie chodziło na te lekcje. Sam nie wiem czemu się na nie zapisałem, nie były jakoś specjalnie fascynujące, a niektóre tematy trudno było mi ogarnąć, jednak pamiętałem, że ojciec często mówił o tym przedmiocie i z najprawdopodobniej z sentymentu zdecydowałem się uczęszczać na te lekcje. Alice uczyła się numerologii z powodu rodziców, którym bardzo na tym zależało. Parker siedziała oparta o ścianę przed salą i pomachała mi wesoło, gdy tylko mnie zauważyła.
- Remus, cześć!
- Ali, widzę, że wieczór się udał. – uśmiechnąłem się. Parker rzeczywiście była o wiele bardziej wesoła niż na co dzień, a i zdrowe rumieńce nie znikały z jej twarzy.
- Ej, tylko bez takich. – odparła, śmiejąc się wesoło. Rozejrzała się po korytarzu i nagle spoważniała: - Co się wczoraj wydarzyło?
- No wiesz… Dor i Łapa przeżyli upojną noc razem, Peter znowu się czymś najadł, ja po raz kolejny dałem kosza Ann…
- To mnie akurat nie interesuje. – pokręciła głową.  – Potterowie, oni znowu…
- Wiem, ale nie mam bladego pojęcia co się stało.
- Nie układa im się, myślałam, że jak Lil w końcu da Jamesowi szanse to będą razem szczęśliwi. – wyznała ze smutkiem.
- Też tak myślałem, wszyscy myśleli, inaczej nikt nie pchałby ich ku sobie. – przyznałem. – Im szybciej się rozejdą tym lepiej. – oznajmiłem, mówiąc to co już długo chodziło mi po głowie, Ali nic nie odpowiedziała, ale wiedziałem, że myśli tak jak ja.
Ta lekcja numerologii nie była ani trochę bardziej interesująco niż zazwyczaj, a ja i tak nie brałem w niej udziału ponieważ myślałem o kryzysie małżeńskim moich przyjaciół. Wiedziałem, że przez najbliższe dni nie porozmawiam w żaden sposób z Potterem i nic tego nie zmieni. Jedyną szansą na dowiedzenie się jaka jest wersja wydarzeń Rogacza była rozmowa z Blackiem, który nie zawsze był przewidywalny i skory do takiej pomocy. Wiedziałem też, że musze porozmawiać z Lilką, która na pewno powie mi co takiego się stało. Evans nie była już tą dziewczyną, która obrażała się o byle co i była przewrażliwiona na punkcie naszych wygłupów. Nie twierdziłem, że wszystkim kłótniom jest winny Potter, ale Lily myślała o wiele bardziej racjonalnie. Dlatego też gdy tylko skończyły się te lekcje, rozpocząłem poszukiwania Evans.
Lil, tak jak myślałem, była w bibliotece. Spacerowała pomiędzy regałami, szukając potrzebnych jej książek. Była zmęczona, miała wory pod oczami. Nie zauważyłem tego wcześniej, może dlatego, że przy nas uśmiechała się i zachowywała jak gdyby nigdy nic.
- Cześć, Ruda. – powiedziałem podchodząc do niej. Z satysfakcją zauważyłem, że przez ten rok sporo urosłem i Evans musiała zadrzeć nosa, żeby spojrzeć na mnie.
- Hej, Remi. Co u ciebie?
- U mnie dobrze, chociaż trochę pokłóciłem się z Rogaczem. – powiedziałem i spojrzałem na książki, które nas otaczały.  
- To przykre. – stwierdziła, a ja zauważyłem, że Lil nie da się tak łatwo. Kiedyś gdybym to powiedział, rzuciłaby mi się na szyję i dziękowała Merlinowi, że w końcu zmądrzałem.
- Przykre? Rogacz jest nadęty, chamski, arogancki i nie jest nawet na tyle inteligentny żeby przyjąć czyjąś pomoc! – szeptałem, przejęty, a właściwie to udawałem. Nigdy nie obraziłem w ten sposób żadnego z moich przyjaciół, za bardzo ich szanowałem. Jednak wiedziałem, że Lily nie będzie mogła oprzeć się pokusie by wyżyć się na kimś kto sprawił jej tyle przykrości.
- Wiesz co? Masz racje. On jest okropnym kretynem, który nie liczy się z uczuciami innych, nawet tych, których podobno kocha. Dla niego ważny jest czubek jego własnej różdżki i nic poza tym. A do tego zamiast głową myśli chujem i nie wiadomo czemu chce go wszędzie pchać! – zakończyła tak głośno, że pani Prince, szkolna bibliotekarka spojrzała na nią srogo. Lily odwróciła tylko płochę chcąc ukryć to jak bardzo się zaczerwieniła na twarzy. Zawsze gdy była zła robiła się czerwona jak pomidor. Wzięła trzy oddechy na uspokojenie, a ja położyłem jej rękę na ramieniu.
- Mogłem się domyślić, że to o to chodzi. – Lily spojrzała na niego wymownie swoimi zielonymi, zaszklonymi oczami.
- Ty zawsze w końcu się domyślasz. – mruknęła markotnie i otuliła się szatą.- Nie chcę o tym gadać, to krępujące.
- Fakt, ale chcesz o tym porozmawiać. Dobrze to wiem…

3 komentarze:

  1. Już myślałam, że odpuściłeś sobie to opowiadanie. Cieszę się, że nie miałam racji.
    Jakoś nie bardzo widzę nauczycieli komentujących życie erotyczne uczniów. Chociaż, jakby na to spojrzeć inaczej, to swojego nie mają, więc czyimś muszą się interesować.
    Niezły pomysł z tą nocką u Huncwotów. Biedny Remus. Ann jest okropna. Jak można tak się narzucać chłopakowi? Jako dziewczyna w ogóle tego nie rozumiem.
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na migawkę urodzinową na z-pamietnika-lupina.blogspot.com
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie! W końcu coś dodałeś, jak tak można?! (mini objawy hipokryzji c;)
    Wiesz, że cie uwielbiam i to co wychodzi z twojej głowy również!
    W przeciwieństwie do Wariatki, wyobrażam sobie taką sytuację w pokoju nauczycielskim. Plotkarnia jest, plotkary są, no i plotki również! MC jeszcze pokaże reszcie cielska pedagogicznego na co ją stać, tak coś czuję!
    Reszta... Wspaniała jak zawszę! Ann, której szczerze nienawidzę. James, który jest no cóż... Lily, którą kocham i Remus, który jest aktualnie facetem z moich marzeń!!!!
    Brakuje mi tu Syriusza i reszty...
    Tak jak już wcześniej mówiłam uwielbiam relację Lily i Remusa, a rozmowa w bibliotece po prostu boska!!!
    PISZ CAŁY CZAS I DODAWAJ CZĘŚCIEJ! :*

    OdpowiedzUsuń